+4
DixonTravel 5 listopada 2015 20:48
Cześć!
Data 04.11.14 na długo pozostanie w Naszej pamięci, dziś mija dokładnie rok kiedy wyruszyliśmy w upragnioną podróż do Australii. Ale najpierw jak do tego doszło!? W pewien marcowy, deszczowy, sobotni poranek podczas leniwego śniadania odpaliliśmy fly4free.pl i po spokojnym poranku… błąd taryfowy na loty Emirates do AU z Dublina (ceny poniżej 2000 PLN). Natychmiast zaczęła się intensywna walka z czasem, żeby: podjąć decyzję, oszacować przybliżone koszta, przeliczyć dysponowany cash $, zrobić rezerwację zanim deal wygaśnie i przetłumaczyć stronę brazylijskiej Expedii, żeby wiedzieć o co im chodzi! ;) Po kilku nerwowych godzinach potwierdzenie na poczcie o treści ‘Sua reserva foi confirmada‘ ukazało się Naszym oczom. Lecimy!

Dzień 1.
Dwie osoby, dwie walizki, 2 plecaki, 3 tygodnie i jeden cel (no może 2… ;) dziobak i najwyższy szczyt Antypodów Góra Kościuszki czekają. Po południu lecimy Ryanair z Modlina do Dublina tam w pobliżu lotniska czeka na Nas hotel, wieczorem lekki rozruch w hotelowym fitness-clubie przed długą podróżą.

Dzień 2.
W południe lecimy do Dubaju, Nasz Boeing 777.



Niecałe 3h na imponującym rozmiarami lotnisku w Dubaju oczekujemy na lot do Singapuru.
A to Nasz samolocik - rewelacyjny A380.



W Singapurze 8h stop-over, a lotniskowy city shuttle tour bus (*za free dla stop-overowców) odprowadzamy wzrokiem do zakrętu kiedy ucieka Nam z przystanku... Chwila orientacji w terenie i przestrzeni, kilka pytań do obsługi lotniska i zwiedzamy Singapur na własną rękę, a raczej nogę zamiast oglądać z za okna busa. Swoją drogą portal ‘ Sleeping in airports’ uznał lotnisko Changi Airport już po raz 15!!! za najlepsze do spania i koczowania na świecie! :)




Nie tylko z lokalsami grzecznie ustawiamy się w rządku, łapiemy kolejkę i jedziemy do city downtown. W metrze dominujemy wzrostem!

Wszyscy kulturalnie czekają na swoją kolej, żeby wsiąść do pociągu.



Marina Bay Sands, koszt budowy hotelu- 5,6mld $



Narodowy symbol Singapuru lew - Merlion



Bay view i powrót na lotnisko.



Dzień 3.
Rano lądujemy w Brisbane. Kontrola celna z psami to standard, a bakteryjna to bonus. Wylosowaliśmy wersję rozszerzoną :) oraz życzenia udanych wakacji w AU. Na skrzydłach jet-lagu wsiadamy do pociągu i jedziemy do Gold Coast.



Meriton Apartments zrealizował prośbę o pokój z ładnym widokiem



Balcony view



Rekonesans po okolicy i odpoczynek po najdłuższej podróży w Naszym życiu. Tak na marginesie Gold Coast to słońce, subtropikalny klimat i złociste plaże. Miejsce licznie odwiedzane przez miłośników surfingu oraz backpackersów z całego świata.

Dzień 4.
Jedyny słuszny kierunek – ocean!



Plażowanie zaczynamy o 6 rano, by około 10 zejść ze słońca, bo wtedy pali najmocniej. Z niechlubnych faktów nad Australią jest największa dziura ozonowa - kapelusz i wysoki filtr obowiązkowy (nawet 60UV).



W południe pierwsza atrakcja zakupiona online jeszcze w Polsce czyli Park Warner Bros – FunFunFun ;) Bilet do 4 parków tematycznych (Warner Bros, SeaWorld, WildWorld, Wet’n’Wild) to przyjemność wyceniana na 99,99$ - dla Nas bezcenna. ;)






Dziecko do Jokera: Are You a real Joker...!?
Joker do dziecka: Shut up kid! :)









Dzień 5.
Dzień plażowania, treningu outdoor i zwiedzania miasta. Sprawdzaliśmy dlaczego Australię uznano najlepszym miejscem do życia!?






Najwyższy budynek na półkuli południowej Q1 – 323m.







I zgadzamy się z rankingiem OECD, w którym Australię uznano za kraj najlepszy do życia! Ranking powstał na podstawie dziewięciu miar dobrobytu, takich jak poziom dochodów, system edukacji, rynek pracy, bezpieczeństwo, zdrowie i środowisko.

Dzień 6.
Rankiem wybraliśmy się do drugiego parku tematycznego tym razem SeaWorld, nie liczyliśmy na wiele, a tu niespodzianka: świetne show, dużo interakcji i jeszcze więcej zabawy…





Doskonałe show z delfinami!!!























A po południu plaża i kąpiel w falach oceanu!
Słowami wyrażam wielką radość – Wieka Radość :P









Dzień 7.
Dzień rozpoczynamy od plaży i kąpieli w oceanie (ponownie Wielka Radość ;), 3 park tym razem Wet’n Wild. Późnym wieczorem pakowanie. :(



Dzień 8.
Rano opuszczamy Złote Wybrzeże i liniami Tiger Airways lecimy do Sydney.






CDN...

Wracamy po dłuuugiej przerwie:)

Dzień 9.
Odbieramy samochód zarezerwowany wcześniej w Polsce w Thrifty. Pokazujemy rezerwację, międzynarodowe prawo jazdy i otrzymujemy kluczyki. Koszt wypożyczenia auta na 3 dni to 113 Euro.
Kierunek Outback i góra Kościuszki, która poza poszukiwaniem dziobaka jest naszym must have w Australii!!!



Przejeżdżamy przez stolicę Australii Camberrę.



Późno w nocy dojeżdżamy do Jindabyne, próżno szukać noclegu o tej porze więc pozostaje nam noc w aucie.

Dzień 10.

Nocleg pod McDonald ma swoje zalety: idealne miejsce na poranną toaletę i śniadanie podróżników ;) Jedziemy do Parku Kościuszki - bilety do parku 16$ za samochód.



W drodze chwila wytchnienia, czas na zimną colę.







Trasa na szczyt jest prosta wręcz banalna. Przez większą cześć drogi prowadzi metalowa ścieżka, która chroni teren przed erozją i turystami. Muchy ogromny problem Australii, towarzyszą nam przez całą wędrówkę, na szczęście siadają tylko na naszych plecakach więc da się wytrzymać.









Trasa zajmuje jakieś 3 h, można oczywiście podjechać kolejką linową. Na szczycie niespodzianka, 9 osób razem z nami, sami Polacy. Tak świętowaliśmy Dzień Niepodległości- zdobywając szczyt naszego "Polish Freedom Figther" Tadeusza Kościuszki jak napisane jest na tablicy pamiątkowej :)



Dzień 11.

Po dniu spędzonym prawie w Outbacku czas wracać do miasta, do Sydney. Najbardziej znana plaża Australii Bondi Beach- raj dla surferów.





Późnym wieczorem oddajemy samochód i wyruszamy pod Sydney Harbour Bridge i Operę. Główne symbole miasta.





Dzień 12.

W drodze do portu w Sydney weszliśmy do jednego z najpiękniejszych centrów handlowych. Na moment poczuliśmy magię Świąt Bożego Narodzenia.



Choinka, a właściwie jej pień cały ozdobiony kryształami Svarowskiego.



Na dzisiejszy dzień zaplanowaliśmy odnalezienie celu naszej podróży- DZIOBAKA.
W Polsce kupiliśmy Combo Ticket za 69$ i mamy bilety do ZOO Wild Life Sydney, Sydney Aquarium, Madame Tussauds, Sydney Tower Eye, Manly Sea Life.



I oto jest, co prawda w niecałej okazałości. Pomimo 40 minutowego czekania udało nam się sfotografować tylko tył dziobaka ;)



Znaleźliśmy również Nemo i inne australijskie zwierzaki.











Spacer po porcie.





I czas na jedzonko. Najlepszym miejscem jest oczywiście China Town.



Dzień 13.

Dzień w Australii najlepiej zacząć od joggingu ruszamy więc na Bondi Beach i najpiękniej położony basen nad samym oceanem.













Dzień 14.

Rano plaża i ocean, wieczorem wieża obserwacyjna i panorama Sydney.











Dzień 15.

Powoli żegnamy się z Sydney, poranny spacer do Royal Botanic Garden i ostatni rzut oka na Operę.

















Czas opuścić Sydney, ale jeszcze tam wrócimy! :)))))))

Brisbane wita czyli welcome Banana Benders (tak się mówi na mieszkańców stanu Queensland).



Późnym wieczorem wylądowaliśmy w Brisbane, dosłownie kilka dni po Szczycie G8.

Dzień 16.

Poranek przywitał nas deszczem ale i tropikalnymi temperaturami. Udajemy się na spacer mega nowoczesną kładką, która sama w sobie jest nie lada atrakcją Brisbane. Po drugiej stronie rzeki czeka na nas miejski basen z piaskiem z nad oceanu i przepiękny park.

















Dzień 17.

Ostatniego dnia pobytu wybraliśmy się do Muzeum Sztuki Nowoczesnej (20$/os) i parku. Potem zmoczyła nas tropikalna ulewa. Na nasze szczęście udało nam się wrócić do hotelu i złapać taksówkę na lotnisko. Opuszczamy naszą Australię.

















Dzień 18.

Lecimy do Dubaju. Mamy tam kilku godzinny stop-over dlatego dostajemy transfer z lotniska i hotel ze śniadaniem.



Szybko łapiemy metro i jedziemy do Burdż Chalifa- bilet wstępu 125zł/os.
Pan w metrze grzecznie zwraca nam uwagę, że w komunikacji miejskiej nie wolno rzuć gum-grozi to mandatem- deja vu chyba to już gdzieś było ;)
Mamy nie wiele czasu aby dotrzeć do wieży, a musimy przemierzyć największe centrum handlowe świata. Udało się w ostatniej chwili wchodzimy do windy.











Odlatujemy, na horyzoncie najwyższy budynek świata-byliśmy tam:) Przed nami jeszcze długa droga do domu. Przesiadka i noc w Dublinie, a potem Rayanairem do Modlina.
Teraz mamy fantastyczne wspomnienia i tą relację:)


Dodaj Komentarz

Komentarze (4)

glasvegas 21 listopada 2015 23:30 Odpowiedz
Zawsze uwielbiam czytac relacje o AU, fajne jest Gold Coast, pewnie nie mozna sie nudzic. Ja bylem w Sunshine Coast i to taka spokojniejsza wersja Gold Coast, choc rownie piekna z reszta jak cale Oz
dixontravel 22 listopada 2015 21:21 Odpowiedz
Tak wiemy, że byłeś, bo czytaliśmy Twoją relację i zaczerpnęliśmy z niej kilka pomysłów ;) O Gold Coast trudno coś więcej napisać sama nazwa mówi wszystko...
paulinaqa 14 marca 2016 13:45 Odpowiedz
super relacja! czekam na ciąg dalszy i historię z Sydney :-)
dixontravel 20 sierpnia 2016 10:44 Odpowiedz
paulinaqasuper relacja! czekam na ciąg dalszy i historię z Sydney :-)
dzięki za miły komentarz, nareszcie udało nam się dokończyć relację :)