0
nisza 20 sierpnia 2018 22:34
Cześć!

Przygotowując się do swoich bliższych i dalszych podróży przeczytałam mnóstwo blogów a także relacji na f4f. Teraz w końcu stwierdzam, że może właśnie przyszedł czas na moją własną, pierwszą relację z wyprawy, w której również podzielę się z innymi swoimi wrażeniami. Starałam się zrobić to kompleksowo, zawrzeć trochę zdjęć, ale i praktycznych informacji, bo wiem jak potrafią być cenny przy planowaniu wyjazdu na własną rękę.

Dlaczego Jordania?

Po pierwsze od zawsze słyszałam, że jest tam jedna z najpiękniejszych pustyni na świecie.
Po drugie: mieliśmy „jedynie” dwa tygodnie na całą wyprawę więc nie chcieliśmy wybierać kierunków dalekich.
Po trzecie: po zeszłorocznym pobycie w Tajlandii i kilkukrotnym snorkelingu byliśmy zauroczeni rafą koralową i nastawieni na więcej i więcej (myśleliśmy nawet o zrobieniu kursu PADI)  Najbliżej Europy, rafy koralowe są przy brzegach Morza Czerwonego – czyli Egipt, Izrael i właśnie Jordania.

Jak zawsze planując podróż zakupiłam przewodnik (niestety nie znalazłam Pascala, na Lonly Planet nie było czasu więc na szybko kupiłam jakiś ilustrowany) przeczytałam szereg relacji na kilku blogach, bezcenne wpisy na forum fly4free i tripadvisorze. Poniżej zamieszczam moją relację, z mam nadzieję, przydatnymi, praktycznymi wskazówkami, dla chcących odwiedzić ten piękny kraj na własną rękę.

Trasa naszej podróży:
Kraków Balice- Cypr (Pafos) – Amman – Petra – Wadi Rum – Akaba – Amman – Morze Martwe – Rezerwat Mujib – Zamek Kerak – Góra Nebo – Amman – Cypr (Pafos) – Kraków Balice

Termin: 8 - 22 kwietnia 2018r.
Ze względu na pogodę jest to idealny czas. W Ammanie było około 20-25 st. C. W Akabie i nad Morzem Martwym było ponad 30 st. C. Na pustyni jednego dnia było ok. 20 st. a innego ok. 30, wieczory były chłodne.

Linie lotnicze i cena biletów:
Z Krakowa do Ammanu, stolicy Jordanii dostaliśmy się liniami Ryanair przez Cypr. Od listopada 2018 r. Ryanair uruchamia loty bezpośrednie do Ammanu, więc będzie łatwiej.
Koszt biletów lotniczych w obie strony wyniósł nas 500 zł/osobę.
Na końcu relacji podsumowałam pozostałe wydatki.

Bezpieczeństwo
Pomimo, że 100 km od Ammanu, w Syrii, jest wojna w Jordanii toczy się normalne życie. Na lotnisku są dodatkowe procedury oraz kontrole. Na drogach co kilka km znajdują się wojskowe punkty kontrolne zatrzymujące samochody i autobusy. Wojskowi sprawdzają dokumenty, pytają też o cel pobytu. Nie jest to w żaden sposób uciążliwe. Widzieliśmy też kilka razy przejazdy wojskowych samochodów. Ogólne czuliśmy się w Jordanii bezpiecznie. Jednak należy zachować ostrożność, jak w każdym nieznanym miejscu. Kobiety powinny pamiętać o stosownym ubiorze, z racji że jest to muzułmański kraj.

Waluta
Dinar jordański JOD kurs podczas naszego wyjazdu wynosił 1 JOD = 4,8 PLN. Nie ma problemu żeby płacić w hotelach kartą (my mieliśmy Revolut i Alior walutowy). W sklepach raczej tylko gotówka. Bankomaty są powszechne.

DZIEŃ 1 - PAFOS

Wylot z Krakowa do Pafos. W Pofos lądujemy o 14.00. Do centrum miasta dostajemy się komunikacją miejską – autobusem nr 612, cena 1,5 euro/osoby. Autobusy do miasta odjeżdżają mniej więcej co godzinę a podróż trwa około 40 minut. Wybraliśmy hotel Daphne Hotel Apartments (24 euro/noc) bez fajerwerków, ale ogromnym plusem jest położenie w samym centrum – blisko promenady i dworca co przy tak krótkim pobycie jest istotne.
Na miejscu okazało się że Cypryjczycy właśnie obchodzą Wielkanoc – stąd pełno ludzi w restauracjach oraz świąteczne dekoracje na ulicach.



Dzień spędziliśmy na spacerowaniu promenadą, podeszliśmy też zobaczyć ruiny zamku. Pierwszy raz poczuliśmy wakacyjny klimat ach to było to!

DZIEŃ 2 - AMMAN

Lot do Ammanu mieliśmy o 11.40. Śniadania nie mogliśmy zjeść w hotelu bo już przed 8 musieliśmy się zbierać na autobus. Dzień wcześniej w lokalnym sklepie – kupiliśmy panini, a o poranku kawę w jedynej otwartej kawiarence. Z moją kawą pan sobie niestety nie poradził. Zamiast frappe (jak to jest w miejscowym zwyczaju) zażyczyłam sobie gorącą kawę. I to go przerosło. Po zaparzeniu przelał mi ją do podwójnego plastikowego kubka i skasował 2 euro. Później dopiero zauważyłam że kubek się lekko przetopił. Także zostałam bez kawy i bez 2 euro. Ale z nauczką żeby na Cyprze więcej hot coffee nie zamawiać 
Na lotnisko dostaliśmy się tym samym autobusem 612 – byliśmy sporo przed czasem. W związku z tym, że było przed sezonem lotnisko świeciło pustkami. Spokój i cisza. Jako że lotnisko jest przy samym morzu poszliśmy jeszcze na wycieczkę na plażę.

Lot do Ammanu odbył się bez opóźnień i problemów. W Ammanie wylądowaliśmy o 12.55. Do miasta dostaliśmy się autobusem za 3,5 JOD (odjazd z przystanku przed wyjściem z terminala). Upewniliśmy się u kierowcy czy wysadzi nas na 4th Circle. W Ammanie panowały straszne korki, na 7th Circle kierowca oznajmił że albo wysiadamy albo jedziemy do końca … więc wysiedliśmy. Po włączeniu aplikacji Maps me (która zawsze nam towarzyszy w podróży) okazało się że do hotelu w down town mamy 10 km, na taksówkę nie mieliśmy pieniędzy bo na lotnisku w kantorze była prowizja i doradzono nam żeby wymienić tylko tyle żeby mieć na bilet.
Pomyślałam sobie no to się zaczęło – ahoj przygodo! Nie to że byłby to dla nas problem iść z plecakami 10 km, ale wzdłuż tak ruchliwej drogi, miejscami bez chodnika, i w ciągłym gwarze klaksonów to nie była najlepsza opcja. No ale mój mąż zaczął obczajać na Maps me najkrótszą drogę a ja starałam się wymyśleć najlepsze rozwiązanie, jednocześnie rozglądając się za jakimś kantorem. Przeszliśmy może 200 m po czym usłyszałam „down town, down town” zobaczyłam jakby busa z arabskimi napisami, zapytałam ile to kosztuje i że mamy tylko 2 JODy i czy to wystarczy. Nie wiem na ile facet zrozumiał, ale po chwili byliśmy już w tym busie. W busiku byli sami lokalsi. W połowie drogi podszedł ten sam facet i poprosił o zapłatę, mąż dał mu monetę a ten mu jeszcze wydał – pomyśleliśmy sobie - jest dobrze. W międzyczasie przypomniałam sobie, że czytałam przed wyjazdem o tzw. zbiorowych taksówkach – jest to zdecydowanie najtańszy środek transportu po Ammanie. Jedyny problem jest taki że nie wiadomo kiedy i po jakiej trasie one jażdża. Od kobiet nawet nie brano pieniędzy. I w ten oto sposób wylądowaliśmy w samym sercu Ammanu, za mniej niż 1 JOD.



Wybraliśmy Amman Pasha Hotel – sugerując się opiniami na bookingu (około 125 zł/noc). Bardzo klimatyczny hostel. Powitano nas herbatą z miętą i wniesiono nasze bagaże do pokoju. Personel jest bardzo pomocny. Na korytarzach hotelu znajduje się również wiele przydatnych rad o Jordanii i samym Ammanie. Z tego co mówili, pomagają również w organizacji transportu/zwiedzania różnych miejsc w Jordanii.

JORDAN PASS
Przed wyjazdem do Jordanii zakupiliśmy Jordan Pass za 75 JOD (cena zależy od ilości dni jakie chce się spędzić w Petrze). W tej cenie można spędzić tam 2 dni, zawarta jest też wiza. Zdecydowaliśmy się na zakup Jordan Pass bo lądując w Ammanie to się po prostu opłaca – wiza na lotnisku w Ammanie kosztuje 40 JOD, Petra na dwa dni 55 JOD, wejście do Wadi Rum 5 JOD to już daje 100 JOD, więc dla nas była to najlepsza opcja.

Zwiedzanie Ammanu podzieliliśmy na dwie części – część zostawiliśmy na ostatnie dni w Jordanii. Amman nie ma za dużo ciekawych miejsc do zobaczenia. Naprzeciwko naszego hostelu znajdował się jeden z największych zabytków - teatr rzymski (koszt zwiedzania 5 JOD lub Jordan Pass). Z góry fajnie widać miasto. Poszliśmy również coś zjeść do słynnego Hashem Restaurant – zamówiliśmy humus, falafel (jordański przysmak), moutabel (coś jak humus), pitę i pełno warzyw ogólnie smacznie, zdrowo i tanio!





DZIEŃ 3 i 4 - PETRA

Jednym z obowiązkowych punktów pobytu w Jordanii jest zobaczenie Petry – tak było i w naszym przypadku.
Najtańszą opcją dotarcia z Ammanu do Wadi Musa jest autobus linii JETT. Odjeżdża codziennie o 6.30 rano, z Dworca JETT w dzielnicy Ammanu Abdali, koszt 11 JOD. Rezerwację można dokonać poprzez ich stronę internetową. Wymagane jest jedynie potwierdzenie rezerwacji dzień wcześniej - nasz hotel zrobił to na naszą prośbę bez problemu. Standard autobusu jest OK - po drodze był jeden przystanek przy sklepie/kafejce. W Wadi Musa byliśmy na 10.30. Na dworcu czekał już samochód wysłany przez nasz hostel Valentine Inn. Jedyne dobrego co mogę powiedzieć o tym hostelu to właśnie to że posiada swój transport. Z hotelu do Petry samochód zabiera turystów o 7 i 8 rano i z powrotem o 17 i 18. Jest to duży plus w tak górzystym terenie. Cena hostelu to 36 JOD za 2 noce plus śniadanie 3 JOD. Nie polecam tego hostelu – zimno w nocy ze względu na dziurę w ścianie i okropna łazienka (nie należę do wymagających osób, ale takiego syfu jak tam to jeszcze nie widziałam).
W drodze do Petry zatrzymaliśmy się w jednej z polecanych na Tripadvisorze restauracji - My Mom's Recipe. Może nie było najtaniej, ale klimatycznie i bardzo smacznie.



Około 12.30 weszliśmy do Petry – pierwszego dnia przeszliśmy główny szlak (Siq) oraz przeszliśmy trasę nad Skarbiec. Mimo tego że nie był to szczyt sezonu, na głównym szlaku było naprawdę sporo ludzi. Ale im dalej od głównego szlaku tym luźniej.























Drugiego dnia wybraliśmy szlak na High Place of Sacrified oraz Monaster. Przepiękne widoki i niesamowity klimat. Naszym zdaniem przejście głównym szlakiem nie oddaje w pełni klimatu Petry. Zdecydowanie warto zejść z głównej trasy i przejść się tymi mniej uczęszczanymi.

















W Petrze jest dużo miejsc gdzie miejscowi sprzedają wszelkiego rodzaju pamiątki. Na bocznych szlakach, dzieci proponują że za JOD zaprowadzą cię w miejsce z pięknymi widokami. Możesz także przejechać się na ośle czy wielbłądzie oraz wypić herbatę. W cenie biletu jest natomiast przejażdżka na koniu – reklamowana w stylu poczuj się jak Indiana Jons. Niby w cenie, ale tak naprawdę i tak będę chcieli od Ciebie napiwek. My staraliśmy się nie wdawać w dyskusję i szybko ucinać zaczepki - No thank you. Mimo natarczywości miejscowych, widzących tylko $ miejsce zdecydowanie warte polecenia.

Dzień 5, 6, 7 WADI RUM

Kolejny punkt naszej podróży - Wadi Rum. Jeszcze przed wyjazdem szukałam campu i pisałam z kilkoma Beduinami. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na camp Wild Wadi Rum i zdecydowanie mogę go polecić. Było wszystko tak jak uzgodniliśmy przed wyjazdem. Atmosfera była autentyczna. Było niesamowicie i na pewno nigdy tego nie zapomnę - ale po kolei.
Z Wadi Musa do Wadi Rum dojechaliśmy busem. I znowu, jak to w Jordanii, jest tylko jeden taki bus dziennie. Bus zbiera ludzi z różnych hosteli w Wadi Musa i odjeżdża około 6 rano. Mieści 27 osób, więc w sezonie może być ciężko. Cena waha się od 6 do 10 JOD w zależności od ilości osób. My zapłaciliśmy 8 JOD/osobę.



Na pustyni spędziliśmy niecałe 3 dni i 2 noce. Mieszkaliśmy w namiocie w kampie, który należał do rodziny Husaina. Były łóżka, czysta pościel i koce. Była również przyzwoita łazienka z gorącą wodą. Dnie na Wadi Rum chcieliśmy spędzić aktywnie. Mieliśmy swojego przewodnika Husaina, który woził nas po miejscach które chcieliśmy zobaczyć. Przerwy na lunch spędzaliśmy z grupami, którymi opiekował się jego ojciec. Husain wraz ze swoim ojcem gotowali dla nas smaczne beduińskie dania z kociołka nad ogniskiem. W ten sposób spędziliśmy miło czas przerw w zwiedzaniu, poznając nowych ludzi. Jedno popołudnie spędziliśmy z parą Anglików, którzy już pół świata zwiedzili a drugiego dnia z parą Hiszpanów. Wieczory spędzaliśmy wszyscy razem w kampie.



Pierwszego dnia ruszyliśmy na trekking na Jabal al Hash. Jest to jedno z piękniejszych miejsc na Wadi Rum - piękny widok na pustą, dziką kotlinę, przy granicy z Arabią Saudyjską. Panowała tam cisza aż brzęcząca w uszach. Po przerwie i lunchu wdrapaliśmy się na most skalny Um Fruth Rock Bridge. Tam było już sporo ludzi, bo jest to jedno w popularnych miejsc. Następnie pojechaliśmy do campu. Nasz przewodnik Husain wskazał nam miejsce gdzie możemy podziwiać piękny zachód słońca. Wspięliśmy się tam i było nieziemsko. To co jest super w Wadi Rum to m.in. to że łatwo można się wspinać po tych skałkach.











Tego dnia w campie byli jeszcze z nami: para Anglików, Pakistańska rodzina, oraz Palestyńczyk z córką. Wieczór spędziliśmy razem, jedząc beduiński przysmak z podziemnego piętrowego "piekarnika" :)) jedno z lepszych dań jakie w Jordanii jedliśmy (kurczak i warzywa).



Drugiego dnia chcieliśmy zobaczyć najważniejsze miejsca na Wadi Rum oraz spróbować sandbordingu. Tak więc zobaczyliśmy: zródło Lawrenca z inskrypcjami, Khazali Canyon oraz jeździliśmy na sandbordzie z Red Sand Dune, żałując tylko że nie ma tam wyciągów bo wchodzenie na wydmę w 40 stopniowym upale było strasznie męczące ;)) Później zobaczyliśmy także Dom Lawrenca, Mushroom Rock, Burdah Rock Bridge, Abu Khashaba Canyon i nie wiem co to było gdzie wywieźli nas Beduini ale razem z poznaną parą Hiszpanów mieliśmy znaleźć drogę z pewnego kanionu, tam również było pięknie.













Później Husain zabrał nas na niby najpiękniejszy zachód słońca na Wadi Rum, ale szczerze mówiąc miejscówka z dnia wcześniejszego była duuużo lepsza.



Tego dnia do obozu przyjechało dziewięciu Hindusów z Dubaju. Była również poznana wcześniej para Hiszpanów oraz trzech Turków. Po kolacji siedzieliśmy przy ognisku i palili sziszę, Salman (brat Husaina) grał na jakby gitarze (zapomniałam nazwy tego instrumentu). Nigdy nie zapomnę tego wieczoru. Hindusi zaczęli śpiewać piosenki – brzmiało to niesamowicie. Dla nas było to coś zupełnie innego, totalnie odmiennego kulturowo. Problem pojawił się gdy poprosili żebyśmy i my coś zaśpiewali – Salman zapytał czy znamy Frere Jacke, zagrał nam melodię i jakoś poszło. Pewnie dla nich nasze fałszowanie „Panie Janie” było równie egzotyczne co dla nas ich śpiew :)))) Turek dla odmiany zatańczył. Było super. Był to jeden z tych wieczorów, które się pamięta! 
Gdy wszyscy już poszli spać, wstaliśmy o 2 w nocy żeby podziwiać gwiazdy. A potem znów pobudka po 6 żeby iść na wschód słońca.



Po śniadaniu spakowani, ruszyliśmy w drogę do miasta, tym razem na wielbłądach. Podróż trwało około 1-1,5 godziny. I jak dla mnie było to wystarczające.

Następnie taksówką pojechaliśmy do Akaby (był to piątek więc nie było już żadnego transportu publicznego). Koszt 20 JOD.



DZIEŃ 8, 9, 10 - AKABA

Plan na Akabę był taki żeby snorkelingować, odpocząć, popływać, zrelaksować się. Dlatego wybraliśmy hotel przy South Beach (12 km od miasta) a nie w samym mieście. Dojazd do miasta jest prosty. Można skorzystać z autobusu (raz nam się udało), złapać stopa stojąc przy drodze lub wziąć taxi. Ceny jakie podawali kierowcy były różne od 5 do 10 JOD. W hotelu doradzono nam żeby proponować 1 JOD za osobę i ktoś na pewno nas weźmie i tak też było.
Wybraliśmy hotel Bedouin Moon Village, znajdujący się około 200 metrów od plaży. Cena za noc około 140 zł ze śniadaniem. Czysto, miły personel i dobre jedzenie w restauracji.
Niestety, albo i stety to nie był szczyt sezonu. Prawie nie było organizowanych wycieczek. Mieliśmy nadzieję, że podobnie jak w Tajlandii będą wycieczki na rafy. Ale niestety.
Dnie spędzaliśmy pływając przy rafie Ogrodu Japońskiego i wypoczywając nad hotelowym basenem. Ze względu na sporą ilość Jordańczyków na plaży nie czułabym się komfortowo w bikini. Poza tym plaża była bardzo brudna. Dlatego chodziliśmy nad morze tylko popływać i wracaliśmy na leżak do hotelu. Woda nie była szczególne ciepła.







Niedaleko znajdował się kompleks Mövenpick Tala Bay Beach, z plażą dla turystów. Jednak cena była astronomiczna, coś ponad 120 zł/osobę za samo wejście. Zdecydowaliśmy że nie skorzystamy. Wieczorami jeździliśmy do miasta żeby coś zjeść i zrobić zakupy.

DZIEŃ 11, 12 - MORZE MARTWE

Z Akaby chcieliśmy dostać się nad Morze Martwe. Niestety transportu publicznego na tej trasie nie ma. Wypożyczenie samochodu w Akabie i oddanie go w Ammanie wychodziło strasznie drogo. Zdecydowaliśmy więc wrócić do Ammanu i stamtąd wziąć Ubera albo Careem (Uber na Bliskim Wschodzie) i w ten sposób, trochę na około, dostać się nad Morze Martwe.
Do Ammanu dostaliśmy się autobusem linii JETT (8 JOD za osobę). Uber na trasie Amman – Morze Martwe wyniósł nas 17 JOD.
Nad Morzem Martwym nie ma za dużo hoteli, dlatego też jest drogo. Jednak jak policzyłam ile wydamy na hotel z prywatną plażą, błotkiem, śniadaniem a ile wydalibyśmy za jednodniowy wyjazd plus wejścia na plażę plus błotko wyszłoby niewiele mniej. Dlatego stwierdziliśmy raz się żyje - po tanich guesthousach i beduinśkim namiocie nadszedł czas na 4* Ramada Resort Dead Sea (365 zł ze śniadaniem, oferta bezzwrotna). Hotel daleki był od europejskich 4*, ale plaża była OK, świeża dostawa błotka też była. Popołudnie oraz przedpołudnie następnego dnia spędziliśmy nad morzem. Pływanie w Morzu Martwym to niezapomniane przeżycie, wcześniej trochę nie wierzyłam w tak silne działanie siły wyporu – po prostu trzeba spróbować.















Hotel rezerwowaliśmy poprzez booking, dla osób posiadających status genius oferował późniejsze wymeldowanie, jednak niestety na miejscu udawali, że nic o tym nie wiedzą i nie ma takiej możliwości.

Kolejnym punktem naszej podróży miał być rezerwat Mujib, czyli treking dnem kanionu którym płynie wartki strumień. I tu, jak to w Jordanii, transportu publicznego brak. Rozważaliśmy kilka opcji transportu, ale ze względu na koszty trzeba było kombinować. Najprostsze i najbardziej komfortowe rozwiązania były najdroższe. Samochodu na jeden dzień też nie mogliśmy stamtąd wypożyczyć. Znaleźliśmy w internecie wypożyczalnie, gdzie jest możliwość wzięcia samochodu na jeden dzień ale w Ammanie. Zdecydowaliśmy że wrócimy do Ammanu, wstaniemy rano i oprócz rezerwatu pojedziemy też w inne miejsca, które chcieliśmy zobaczyć. Po wymeldowaniu z hotelu, poprzez aplikację Careem zamówiliśmy więc taxi do Ammanu. Tym razem poprzez kliknięcie dzielonej podróży wyszło nas jedynie 9 JOD za przejazd. W Ammanie zatrzymaliśmy się w hotelu na przedmieściach, żeby rano szybciej wyjechać. Następnego dnia o 6 rano wypożyczonym samochodem jechaliśmy do Mujib Rezerwat. Udało nam się wypożyczyć samochód na jeden dzień w Thrifty Cars za 49 JOD z pełnym ubezpieczeniem. Po Jordanii jeździ się całkiem OK. Nie ma za dużego ruchu na drogach. Najgorszy ruch jest w Ammanie i przejechać przez centrum, gdzie nawet nie ma namalowanych pasów ruchu jest jakąś masakrą.

DZIEŃ 13 - REZERWAT MUJIB, ZAMEK KERAK I GÓRA NEBO



Wejście do Rezerwatu to koszt 21 JOD/os. W cenie jest kamizelka. Dobrze mieć swój worek wodoszczelny, rękawiczki sportowe też się przydadzą. Jest gdzie się odświeżyć i przebrać. W rezerwacie byliśmy jako pierwsi, dzięki temu uniknęliśmy tłoku i kolejek do przejścia najtrudniejszych fragmentów trasy.











Ogólnie szlak nie jest trudny, ale są ekstremalne momenty. Trzeba uważać i być skoncentrowanym. W drodze powrotnej widzieliśmy dwie niebezpieczne sytuacje. Moim zdaniem dużo zależy od podejścia ludzi. Rezerwat zdecydowanie wart polecenia. Jest adrenalina :) Cała trasa zajęła nam około godziny.

Następnie po przebraniu pojechaliśmy dalej na południe, wzdłuż wybrzeża Morza Martwego, do jednego z tzw. pustynnych zamków - zamku Kerak. Po drodze zatrzymaliśmy się nad Morzem, gdzie były przepiękne kolorowe wysady solne.





Zamek nie zrobił na nas dużego wrażenia. Po przejściu się po ruinach ruszyliśmy w dalszą drogę.







Kierowaliśmy się na górę Nebo, pokonując po drodze tzw. drogę królewską, pełną zakrętów i serpentyn oraz niesamowitych widoków. Góra Nebo jest świętym miejscem dla kilku religii. Tam Mojżesz zobaczył Ziemię Obiecaną. Niestety mieliśmy bardzo mało czasu by dłużej pobyć w tym miejscu. Musieliśmy zwrócić samochód. Teraz zdecydowanie zrezygnowałabym z Zamku Kerak na rzecz Góry Nebo, ale trudno.





Po oddaniu samochodu wróciliśmy do down town do tego samego hotelu Amman Pasha Hotel.

DZIEŃ 14 i 15 - AMMAN I PAFOS

Rano po śniadaniu ruszyliśmy na zakupy. Kupiliśmy sziszę, maseczki z błotka, kawę z kardamonem oraz przyprawy. Poszliśmy także na Cytadelę, którą zostawiliśmy sobie na drugą część zwiedzania Ammanu. Rozciąga się z niej piękny widok na miasto.





Na lotnisko pojechaliśmy taxi załatwioną przez hotel. Samolot mieliśmy o 21.45 do Pafos. Noc spędziliśmy na lotnisku. O godzinie 7.25 mieliśmy lot do Krakowa.
Podsumowując: Kraj piękny, różnorodny, barwny, czuliśmy się tam bezpiecznie. Na drogach w wielu miejscach znajdują się posterunki kontrolujące przejezdnych. Zwykli ludzie również są przyjaźnie nastawieni. Trzeba się jedynie uodpornić na nachalność i natarczywość niektórych, bo jak wszędzie nie brakuje i takich, którzy chcą cię oszukać.

Podsumowanie kosztów 14 dniowego pobytu w Jordanii z przesiadką na Cyprze:

Całkowity koszt: około 3500 zł/osobę
Bilety lotnicze 500 zł
Jordan Pass 370 zł
Transport 800 zł dla dwóch osób ( w tym wypożyczenie samochodu ok. 236 zł)
Wadi Rum: 600 zł (zakwaterowanie, wyżywienie, prywatny przewodnik - pewnie można taniej, ale sugerując się opiniami na tripadvis. nie chcieliśmy na tym oszczędzać i chcieliśmy żeby to było coś niezapomnianego - i było!)
Wadi Mujab: 100 zł
Jedzenie 750 zł
Hotele 800 zł

Dodaj Komentarz